piątek, 9 października 2015

Mads - część 7

I wreszcie jest! :) 
Coraz większymi krokami zbliżamy się do zakończenia.

Tą część dedykuję wszystkim, którzy czytają, a podwójnie tym którzy komentują ;)

Miłej lektury!
La Gata :*

 
Następnego dnia, gdy się budzę jedyne, na co mam ochotę to przytulić się do Madsa. Jednak gdy otwieram oczy, widzę, że jestem sama. Przestaję się uśmiechać i szybko narzucam szlafrok na nagie ciało. Dopiero na schodach słyszę odgłosy dobiegające z kuchni.
- Mads? – pytam, wchodząc do pomieszczenia, w którym unosi się zapach smażonego bekonu i jajek.
Mężczyzna odwraca się w moją stronę z szerokim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że dobrze spałaś – mówi i podchodzi do mnie.
W odpowiedzi jedynie się uśmiecham, a on obejmuje mnie w pasie i przyciągając do siebie, namiętnie całuje. Nie potrafię się powstrzymać i oddaję mu pocałunek. Mam ochotę z powrotem zaciągnąć go do sypialni, a fakt, że ma na sobie tylko spodnie tylko mnie zachęca.
- Uznam, że to znaczy tak – śmieje się mężczyzna, gdy się od siebie odrywamy.
- A ty chyba niezbyt dobrze spałeś, skoro tak wcześnie wstałeś?
- Wręcz przeciwnie. Od miesięcy nie spałem tak dobrze, ale przyznam ci się do czegoś w tajemnicy – patrzy na mnie porozumiewawczo, jakby zaraz miał mi wyjawić sekret, o którym nikt nie wie. – Jestem strasznym głodomorem i tylko dlatego wstałem.
Tym razem to ja zaczynam się śmiać.
- W takim razie skoro ty przygotowałeś śniadanie, pozwól, że ja je podam.
Mads przytakuje i siada przy stole, a ja nakładam jajecznicę z bekonem i suszonymi pomidorami doprawiając ją nieco ziołami.
- Kawy? – pytam, podając mu talerz.
- Już zrobiłem – odpowiada, wskazując ręką na dwie białe filiżanki z parującym napojem, których wcześniej nie zauważyłam.
- We wszystkim mnie dzisiaj ubiegłeś.
Z mojej twarzy nie schodzi uśmiech, gdy w ciszy jemy śniadanie, co chwilę na siebie zerkając.
- Jakie plany na dzisiaj? – pytam, zbierając puste naczynia.
- Ty mi powiedz.
- Co masz na myśli?
- Dzisiaj mam jeszcze wolne na planie, więc miałem nadzieję, że uda mi się spędzić z tobą trochę czasu.
- Ohh… - jestem zaskoczona jego propozycją, ale jednocześnie cieszę się, że Mads chce ze mną pobyć. – Muszę iść do antykwariatu i do szpitala, zobaczyć jak się czuje Diego, ale teraz mamy jeszcze dwie godziny dla siebie, więc co chciałbyś robić?
- W takim razie dzisiaj też chętnie ci pomogę w pracy, a jeśli chodzi o czas wolny, który mamy teraz… - Mads uśmiecha się łobuzersko i zbliża się do mnie powoli. – Chyba wiem, jak możemy go spożytkować.
Nim orientuję się, co się dzieje, on już mnie całuje. Gdy mnie podnosi, ja odruchowo oplatam go nogami, a on zanosi mnie do salonu. Wzdycham cicho, gdy leżąc na kanapie po raz kolejny czuję jego pocałunki na swoim ciele. To zdecydowanie jeden z moich najlepszych poranków.
Gdy później siedzimy, wtuleni w siebie, nie wierzę w swoje własne szczęście, mimo że gdzieś z tyłu głowy wciąż kołacze mi się myśl, że to nie potrwa długo.
Mads odpala papierosa, a ja czuję na plecach, jak jego klatka piersiowa unosi się, gdy się zaciąga.
- Musisz przylecieć do Danii. Pokażę ci Kopenhagę. Też jest sporo pięknych uliczek jak tutaj.
Wzdycham cicho, nie wiedząc, co powiedzieć. Wiem, że nie mogłabym tak po prostu chodzić z nim po ulicach jego miasta. Biorę od niego papierosa i zaciągam się, chcąc uniknąć odpowiedzi.
Nagle słyszę, że dzwoni mój telefon, a ja w duchu dziękuję wybawcy.
- Przepraszam, muszę odebrać – mówię i wyślizguję się z jego objęć.
Zakładam szlafrok i idę do sypialni.
- Rosa – uśmiecham się. Moja przyjaciółka zawsze dzwoni w odpowiednim momencie. – Halo?
- Ana? Co się z tobą dzieje? Nie przychodzisz, nie dzwonisz, gdzie jesteś? Co z Diego?
- Też się cieszę, że słyszę ciebie i twój słowotok.
- Tak, tak wiem, jak zawsze za dużo mówię, ale powiedz mi, gdzie ty się podziewasz do cholery?!
- Jestem u siebie w mieszkaniu i tak naprawdę nie mogę za bardzo rozmawiać. Mam gościa.
- O 8 rano?!
- Powiedzmy, że to gość z wczorajszej kolacji – uśmiecham się, wiedząc, że moja przyjaciółka zaraz oszaleje, jeśli w końcu jej nie zdradzę, o co chodzi.
- Z kolacji…? Czekaj. Masz na myśli mężczyznę?
- Nie, Zębową Wróżkę. Oczywiście, że mówię o facecie – mówię przyciszonym głosem i przymykam drzwi sypialni.
- Co to za koleś? Kim on jest? Jak wygląda? Opowiadaj!
- Cóż… Jest przystojny, nieźle zbudowany, ma czarujący uśmiech, powalający akcent i obie za nim szalejemy.
Rosa milknie, a ja daje jej chwilę na przyswojenie informacji. W końcu słyszę jej głos.
- Nieee…
- Tak.
- Żartujesz?
- W żadnym wypadku.
- O w mordę. Chcesz mi powiedzieć, że spędziłaś noc z chodzącym ideałem?
- Ciesz się, że twój mąż tego nie słyszał – śmieję się.
- Ty mi tu nie odchodź od tematu, tylko gadaj. Mads Mikkelsen, największa dupeczka świata jest u ciebie?
- Tak – odpowiadam krótko i odsuwam telefon od ucha, gdy Rosa zaczyna piszczeć.
- Wiedziałam, że to się tak skończy! Opowiadaj, jak było, jakiego ma…
- Rosa! – przerywam jej. – Porozmawiamy później.
- Nie, czekaj! Przecież ja umrę z ciekawości. Będziesz mnie miała na sumieniu.
- Obiecuję, że jutro do ciebie wpadnę. Kocham cię.
Po tych słowach rozłączam się i schodzę na dół.
- Wybacz, to moja przyjaciółka. Chciała się dowiedzieć, jak się czuje Diego.
- Rozumiem – odpowiada Mads.
- Chyba czas na nas. Chciałabym podjechać do szpitala, zanim pojadę do pracy.
Po pół godziny obydwoje jesteśmy gotowi i jedziemy taksówką do szpitala. Tym razem Mads też zostaje przed szpitalem, a ja idę na oddział.
- Ana – wita mnie radosny głos mojego szefa, gdy wchodzę do jego pokoju.
- Diego – ściskam go na przywitanie. – Jak się czujesz?
- Lepiej. Jutro już mnie wypuszczą. Dziękuję, że mi wszystko przywiozłaś.
- Daj spokój. Wiesz, że jesteś moim przyjacielem.
- Co słychać w antykwariacie?
- Wszystko w porządku. Zaraz tam jadę, a ty odpoczywaj. Nie chcę cię jutro widzieć w pracy.
- Jestem tu zaledwie kilka dni, a ty już jesteś moim szefem – śmieje się mężczyzna. – Ana, weź sobie dzisiaj wolne. Nic się nie stanie, jeśli antykwariat będzie zamknięty przez jeden dzień, a nam obojgu przyda się odpoczynek.
- Ale…
- Nie chcę słyszeć, żadnego, ale. Ostatnie miesiące dużo pracowałaś. Przyda ci się chociaż jeden dzień spokoju.
- Dziękuję, Diego. Jutro po ciebie przyjadę – całuję go w policzek na pożegnanie.
Gdy wychodzę przed budynek, Mads dopala papierosa.
- Dobre wieści. Diego kazał mi wziąć sobie wolne, więc mogę ci pokazać więcej miasta.
- Kazał? – pyta mężczyzna widocznie rozbawiony.
- Cóż. Jemu ciężko się sprzeciwić – śmieję się.
- W takim razie prowadź – stwierdza, oferując mi ramię, które przyjmuję.
Po kilku minutach kluczenia między tłumami na niewielkich uliczkach docieramy do celu, który nam wyznaczyłam i wchodzimy do środka.
- Gdzie jesteśmy? – pyta mężczyzna rozglądając się po kościele i przyglądając się ścianom, na których jest pełno rzeźb, mozaik i innych arcydzieł sztuki.
- Katedra Santa Maria del Fiore. Jeden z symboli Florencji, a także czwarty co do wielkości kościół w Europie Zachodniej. Został zaprojektowany przez Arnolfa di Cambio, jednak po jego śmierci, nieco zmieniono jego projekt i nic w tym dziwnego. Budowę Katedry rozpoczętą w XIII wieku, a zakończono dopiero sześć wieków później.
- Wow. Rzeczywiście masz zamiłowanie do historii.
- Cóż wychowałam się w tym mieście i sporo o nim wiem. Chodź, pokażę ci coś.
Zabieram Madsa na taras widokowy w kopule kościoła skąd możemy podziwiać panoramę miasta.
- Uwielbiam tu przychodzić – mówię, patrząc w dal.
- Nie dziwię się, jest co podziwiać.
Uśmiecham się i oprowadzam Madsa po wszystkich miejscach katedry, dostępnych dla turystów. Później zabieram go jeszcze w kilka innych miejsca, a w międzyczasie udaje się nam zjeść obiad w jednej z restauracji.
Cały dzień spędzamy na spacerowaniu po mieście i zwiedzaniu. Cieszę się, widząc odprężonego i uśmiechniętego Madsa. Radość we mnie wzbierać, gdy uświadamiam sobie, że to w pewnym stopniu moja zasługa.
Gdy wieczorem nadchodzi czas rozstania czuję żal w sercu, jednak od początku wiedziałam, że ta chwila nadejdzie. Mimo to w ogóle nie jestem przygotowana, żeby rozstać się z nim, chociaż na chwilę. Jestem głupia, ale już zdążyłam się do niego przywiązać.
- Czas wracać – mówię, gdy słońce chowa się za horyzontem, co obserwujemy z placu św. Michała.
- Masz rację. Jutro z samego rana muszę być na planie.
Idziemy w stronę postoju taksówek, a Mads otwiera mi drzwi samochodu. Jestem zdziwiona, gdy wsiada razem ze mną.
- Nie jedziesz do hotelu?
- Jadę, ale najpierw upewnię się, czy bezpiecznie dotarłaś do domu.
- Dżentelmen w każdym calu – śmieję się i mówię kierowcy, dokąd ma jechać.
Droga do domu mija mi dość szybko. Za szybko.
Gdy taksówkarz zatrzymuje się przy mojej kamienicy, nie wiem, co powinnam powiedzieć ani jak się zachować. Jednak znowu Mads mnie ubiega. Kładzie dłoń na mojej szyi i delikatnie mnie całuje.
- Zadzwonię – mówi cicho.
- Dobranoc, Mads – odpowiadam i lekko się uśmiechając, wysiadam.
- Dobranoc, Ana.
Patrzę, jak odjeżdża, a gdy tracę z oczu taksówkę, już nie potrafię się uśmiechać, nie wiedząc, co przyniesie kolejny dzień.



P.S. Przypominam, że adres bloga się zmienił, więc jeśli ktoś miał gdzieś zapisany blog na starym adresie to zalecam zmianę :)
Będę wdzięczna za Wasze komentarze, które zawsze motywują do pisania! :*
 

2 komentarze:

  1. Po prostu przechodzisz samą siebie :). Jestem w tym zakochana, ale tak bardzo martwi mnie "zbliżanie się do końca"... Swoją drogą, marzę o śniadaniu od Madsa <3!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba!
      I dziękuję bardzo za komentarz! :*

      Usuń