wtorek, 3 lutego 2015

Mads - część 1

Jak już wspominałam, uwielbiam pisać, więc oto i pierwsze na tym blogu mini opowiadanie. 
Od jakiegoś czasu mam straszną fazę na Madsa Mikkelsena i to właśnie jego dotyczyć będzie to opowiadanie.
Na razie pierwsza część, na pewno będzie ich kilka.
Miłego czytania :)







Kolejny dzień jak zwykle przywitał mnie miejskim hałasem. To chyba nic dziwnego skoro mieszkam w centrum Florencji. Budzik zadzwonił jak zwykle o szóstej rano i jak zwykle za wcześnie. Wszystko było… Jak zwykle.
Jak zwykle w pośpiechu zarzuciłam na siebie zwiewną sukienkę w kwiaty. Jak zwykle szybko rozczesałam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. Jak zwykle w pośpiechu chwyciłam grzankę z ziołowego pieczywa i wybiegłam na autobus, na który, jak zwykle byłam spóźniona.
Jadąc do pracy, miałam chwilę, aby w spokoju zjeść moje małe śniadanie.
Z przystanka już nieco spokojniej idę do mojego miejsca pracy. Jak zwykle wchodzę do niewielkiej cukierni, gdzie kupuję dwa kawałki zuccotto*, mojego ulubionego ciasta. Jeden kawałek dla mnie, a drugi dla mojego szefa.
Wychodzę z cukierni, spoglądając w jasne, rozświetlone porannym słońcem niebo. Uśmiecham się i skręcam w najbliższą uliczkę. Po chwili już stoję przed niewielkim antykwariatem, w którym pracuję. Pewnie wchodzę do środka i dostrzegam mężczyznę krzątającego się przy jednej z półek.
- Witaj, Diego – mówię z uśmiechem.
- Witaj, Ana – odpowiada, również się uśmiechając i kiwając mi lekko głową.
Diego Pinto to około siedemdziesięcioletni, samotny mężczyzna, który całe życie poświęcił swojej jedynej miłości- Książkom. Przez wiele lat zbierał je i kolekcjonował, a część sprzedawał w swoim antykwariacie. Kilka lat temu Diego podupadł nieco na zdrowiu i wtedy na jego drodze przypadkiem pojawiłam się ja. Trzydziestoczteroletnia Anastasia Rossi. Pomogłam mu, gdy zasłabł w parku. Od tamtej pory jakimś dziwnym sposobem zaczęliśmy utrzymywać kontakt, a po jakimś czasie Diego zaproponował mi pracę w swoim antykwariacie, co nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyło. Sama kocham książki, dlatego sto razy bardziej wolę pracować tutaj, wśród półek z tysiącami książek niż poprawiać nudne artykuły do podrzędnej gazety.
- Masz? – zapytał Diego z tym swoim szarmanckim uśmiechem, dołączając do mnie na zapleczu.
- Mój drogi, od dwóch lat zadajesz mi to samo pytanie, gdy tylko przychodzę i jak za każdym razem brzmi odpowiedź? – pytam i podaję mu paczkę, w którą jest zapakowane zuccotto.
Mężczyzna z uśmiechem małego dziecka rozpakowuje pakunek z ciastem i nastawia wodę w czajniku.
Po chwili siedzimy przy filiżance aromatycznej, czarnej kawy pochłaniając nasze ulubione zuccotto i rozmawiając o minionym weekendzie.
- Zrobiłem sobie małą wycieczkę do mojej starej przyjaciółki – zaczął opowiadać Diego.
- Wycieczkę? Dokąd?
- Do San Marino. Jakiś czas temu dostałem list od Francesci. Chciała oddać spory księgozbiór, dlatego postanowiłem pojechać po niego osobiście.
- Diego, dobrze wiesz, że nie powinieneś sam wybierać się w takie podróże.
- Ana mam siedemdziesiąt trzy lata, ale to nie jest wyrok śmierci – zaśmiał się mężczyzna, odkładając pustą filiżankę. – Ale do czego zmierzam… Przywiozłem ze sobą pięć kartonów książek.
- Już rozumiem. Mam się nimi zająć – mówię z uśmiechem, sprzątając po naszej porannej kawie.
- Za coś ci w końcu płace – odpowiedział Diego i zniknął między półkami.
Pokręciłam głową i przeszłam do pomieszczenia obok, gdzie czekało na mnie pięć jeszcze zamkniętych kartonów. Od razu wzięłam się do pracy.
Antykwariat Pinto jest urządzony w starym stylu. Wielkie, ciemnobrązowe, dębowe regały są zastawione tysiącami woluminów, których woń rozchodził się po sklepie. Uwielbiam ten zapach, który wita mnie zawsze, gdy otwieram drzwi antykwariatu, a złoty dzwoneczek podzwania wesoło, witając nie tylko mnie, ale też każdego klienta, który nas odwiedza.
Zaledwie po kwadransie tak zatopiłam się w starych, cennych księgach, że zupełnie nie zauważałam upływającego czasu. Z wiru pracy wydobyła mnie dopiero dłoń Diego na moim ramieniu.
- Ana, ty tutaj? Myślałem, że już dawno wyszłaś na lunch.
Odruchowo spojrzałam na zegarek.
- Cóż z tego, co widzę, mój czas na obiad minął ponad godzinę temu. Zjem coś, jak wrócę do domu – powiedziałam i sięgnęłam po karton, aby go otworzyć.
- Daj spokój i idź coś zjeść. Z tego, co widzę, zostało ci tylko dwa pudła, więc spokojnie zdążysz zrobić to po powrocie.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Diego.
- Szef idealny – zaśmiałam się. - Przynieść ci to, co zawsze?
Mężczyzna skinął mi jedynie głową, przeglądając spis książek, który zrobiłam do tej pory. Wzięłam torebkę i skierowałam się do wyjścia. Po drodze zauważyłam, że Diego zrobił już miejsca na półkach dla nowych woluminów. Wyszłam z antykwariatu i poszłam do niewielkiej restauracji, która jest tuż obok cukierni, którą odwiedziłam rano. Weszłam do środka i usiadłam przy barze.
- Witaj, Marco – przywitałam się z młodym mężczyzną, który stał po drugiej stronie lady.
- Ana, już martwiłem się, że zmieniłaś lokal – powiedział mężczyzna i puścił mi oczko.
- Gdzieżbym śmiała. Nie zamieniam nic zmieniać, przychodzę tutaj, odkąd zaczęłam pracę u Diego.
- Co tam u staruszka?
Jak zawsze, gdy tutaj przychodzę, ucinam sobie krótką pogawędkę z Marco. Jest wspaniałym mężczyzną i przyjacielem, w dodatku jest piekielni przystojny. Białe podkoszulki, które zwykle nosi, opinają się na jego umięśnionym ciele. Diego wiele razy myślał, że coś między nami jest, jednak szybko pozbawiłam go złudzeń. Marco Pirozzi to czterdziestoletni właściciel niewielkiej, lecz istniejącej od kilku pokoleń, restauracji „Parlare” i jest…
- Ana – usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki.
I jest mężem mojej najlepszej przyjaciółki Rosy, dokończyłam we własnych myślach.
- Witaj, Roso – przywitałam się z kobietą, całując ją lekko w policzek.
- Co tak późno dzisiaj? – zapytała pani Pirozzi siadając obok mnie.
- Praca – zaśmiałam się. – A jeśli o tym mowa, Marco mogę prosić o tortellini i risotto dla Diego?
- Już się robi – odpowiedział mężczyzna i zniknął w kuchni.
- To, co cię tak dzisiaj pochłonęło? – zapytała Rosa, gdy jej mąż zostawił je same.
- Diego w weekend był w San Marino i przywiózł sporo książek, musiałam się tak zająć.
- No tak, czego się mogłam spodziewać, po molu książkowym.
- Przygadywał kocioł garnkowi – odgryzłam się i szturchnęłam przyjaciółkę w bok.
Rosa jest niezastąpioną przyjaciółką, zawsze mogę na nią liczyć i nie ważne, jaki kolejny szalony pomysł wpadnie mi do głowy, ona zawsze mnie wesprze. Ona i Marco zawsze stanowią dla mnie ogromne wsparcie.
- Ana prawie bym zapomniała. Nie zgadniesz, kto teraz jest we Florencji!
Spojrzałam na Rosę, która rzadko była aż tak podekscytowana.
- Papież, królowa Anglii? – wyszczerzyłam się do przyjaciółki.
- Nie żartuj! Padniesz, jak ci powiem!
- No mówże wreszcie!
- Mads Mikkelsen jest w naszym mieście!
Miała rację. Padłam. Mads Mikkelsen. Mój ideał mężczyzny, ukochany aktor jest w moim mieście. Myślałam, że zemdleję.
- Ana oddychaj – zaśmiała się Rosa.
Moje myśli oszalały. Nie wiem jakim cudem, ale nagle zobaczyłam sceny z moich ulubionych filmów z Madsem. Starałam się uspokoić. W końcu nie byłam już nastolatką zakochaną po uszy w Mikkelsenie.
- Co on tu właściwie robi? – zapytałam, gdy Marco postawił przede mną talerz z jedzeniem.
- Nagrywa trzeci sezon Hannibala – zapiszczała Rosa z uciechy. Jej mąż od razu zrozumiał, o czym mówimy, więc odszedł do pozostałych klientów. Wiedział, że obie mamy niemałego bzika na punkcie tego aktora.
- Nie wierzę. Wybierzemy się na plan? – zapytałam i wiedziałam, że w moich oczach widać radosne iskierki.
- Jasne, że tak. Z tego, co się dowiedziałam, zaczynają kręcić za dwa dni.
- Idealnie, będę mogła to uzgodnić z Diego. A tak właściwie to, od kiedy ekipa jest tutaj?
- Od wczoraj. Zatrzymali się w Il Salviatino.**
- Skąd masz te wszystkie informację?
- Rosina, siostra Marco, pracuje w tym hotelu od kilku dni. Gdy Mads razem z ekipą zameldowali się w hotelu, od razu dała mi znać.
- I nie mogłaś mi powiedzieć o tym wczoraj?
- Nie odbierałaś.
- Fakt, zostawiłam komórkę w antykwariacie i chyba nadal nie wyjęłam jej z biurka.
Gdy Marco przyniósł mi risotto dla Diego, spojrzałam na zegarek.
- Cholera, od dziesięciu minut powinnam być w pracy.
Wyjęłam szybko portfel.
- Daj spokój – Rosa powstrzymała moją rękę. – Ile razy mamy mówić, że rodzina nie płaci?
Zaśmiałam się, pocałowałam przyjaciółkę i pomachałam Marco na pożegnanie, po czym chwyciłam zapakowane jedzenie i wybiegłam z „Parlare”. Wiedziałam, że Diego nie będzie robił żadnych uwag na temat mojego spóźnienia, jednak nie lubiłam nadużywać jego przyjaźni. Do pracy miałam niedaleko, jednak biegłam, i tak byłam już spóźniona. Po drodze mijali mnie ludzie, na których nie zwracałam uwagi. Moje myśli wciąż zaprzątał Mikkelsen. Skręciłam w uliczkę i poczułam, jak uderzam w coś twardego, a moja sukienka robi się mokra. Spojrzałam w dół i zobaczyłam dużą, ciemną plamę po kawie.
- Przepraszam – usłyszałam ciepły, zmysłowy głos z nutką obcego akcentu. Skądś go znałam. Podniosłam wzrok na nieznajomego mężczyznę. Moje zielone oczy zatrzymały się na jego ciemnobrązowych. Zamarłam. Już wiedziałam, że to nie kolejny dzień, który zakończę myśląc „Jak zwykle”.
To był ON.

*zuccotto - ciasto biszkoptowe z nadzieniem z migdałów, orzechów laskowych, czekolady i śmietany
** Hotel we Florencji



No i jak wrażenia po pierwszej części? 
La Gata :)



(Wszystkie wydarzenia opisane w opowiadaniu są fikcją.) 

3 komentarze:

  1. Podoba mi się! Czekam na kolejną część! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam. W sumie nigdy nie czytałam opowiadań w tym stylu, w sensie o spotkaniu fanki z idolem, ale jak widać fantazja ludzka nie zna granic. Podoba mi się to, że nie lecisz od razu z grubym koksem, tylko pozwalasz akcji powoli się rozwinąć, a czytelnikom poznać bohaterkę i w przystępny sposób zidentyfikować się z nią. Wielki plus za odwzorowanie emocji. Jestem na tak. Katia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mads *.* Moja miłość :D Rozdział super! Ide czytać kolejny :3

    OdpowiedzUsuń