piątek, 25 września 2015

Mads - część 6

Wiem, że sporo czekaliście, ale wreszcie jest i to w jakim stylu! 
Nowy nick!
Nowy szablon!
Nowy adres bloga!
Nowe posty!

Miłego czytania ;)






Odkładam książkę na biurko, poprawiam sukienkę i wychodzę z zaplecza. Gdy staję za ladą od razu dostrzegam Madsa kluczącego pomiędzy pułkami.
- Dzień dobry – witam się z uśmiechem, zwracając na siebie jego uwagę.
- Witaj – odpowiada mi mężczyzna i dopiero teraz zauważam papierową torbę, którą trzyma w ręku. – Pomyślałem, że kawa i panini to dobry pomysł na początek dni.
Zapraszam Madsa na zaplecze, gdzie wspólnie zjadamy mały posiłek.
- W takim razie, jak mogę ci tutaj pomóc? – pyta mężczyzna, wypijając ostatni łyk kawy.
Bez problemu przydzielam Madsowi kilka zajęć na zapleczu, a sama zajmuje się klientami. Tak mija nam większość dnia. Gdy po południu ruch staje się mniejszy proszę Mikkelsena, aby stanął za ladą, a sama idę na drugie piętro, do domu Diega, aby wziąć dla niego kilka rzeczy do szpitala.
Gdy wracam do antykwariatu, zostawiam rzeczy na zapleczu. Widząc, że Mads obsługuje jakiegoś mężczyznę, odchodzę w głąb półek i wspinam się po drabinie.
Ostatnio jedna ze stałych klientek prosiła o odłożenie książki, a ostatni egzemplarz znajdował się na najwyższej półce. W międzyczasie słyszę jak mężczyzna, z którym rozmawiał Mads wychodzi ze sklepu.
- Może ci pomóc? – słyszę głos Mikkelsena, która stał teraz przy drabinie.
- Poradzę sobie – mówię i sięgam po książkę.
Niestety drabina jest ustawiona zbyt daleko, więc muszę się wychylić. Stoję już na palcach, jedną ręką trzymam się poręczy, a drugą sięgam po książkę, gdy nagle tracę równowagę i spadam. Zamykam oczy, wiedząc, że czeka mnie nieprzyjemne zetknięcie z twardą podłogą. Po chwili ze zdziwieniem rejestruję, że nic takiego się nie stało. Otwieram oczy i patrzę wprost na uśmiechniętą twarz Madsa.
- A jednak potrzebowałaś mojej pomocy – zaśmiał się.
Byłam oszołomiona, jednak nie tym, co przed chwilą się stało, a bliskością Mikkelsena. Jego silne ramiona trzymały mnie mocno, a jego zapach całkowicie mną zawładnął. I jeszcze to jego intensywne spojrzenie i cienkie wargi. Nigdy nie miałam okazji przyjrzeć mu się z tak małej odległości. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że wstrzymuję oddech. Wypuszczam głośno powietrze i próbuję się uśmiechnąć.
- Masz rację. Miałam szczęście, że tu byłeś – mówię, próbując rozładować napięcie, jakie poczułam. Jestem tak blisko jego ust. A może… Nie, zdecydowanie nie. – Ale już możesz mnie postawić. Chyba tym razem sobie poradzę – śmieję się, próbując być naturalna.
- Jesteś pewna? Może jednak cię zaniosę? – żartuje Mads i robi kilka kroków w stronę zaplecza.
- Dam radę – uśmiecham się, a gdy opuszczam jego ramiona, od razu tego żałuję.
Czułam się przy nim taka bezpieczna. Stopuję, jednak swoje myśli, zanim pójdą za daleko. Proszę mężczyznę, aby został za ladą, a sama udaję się na zaplecze. Odkładam książkę, którą mimo upadku udało mi się zdjąć i uspokajam swój oddech.
Analizuję wydarzenia, które miały miejsce zaledwie kilka minut temu i próbuję ochłonąć. Jeszcze bliskość żadnego mężczyzny nie działała na mnie w tak intensywny sposób. Wystarczyło, że po prostu mnie dotknął, a ja już się rozpływam.
Przez resztę popołudnia staram się unikać Madsa i robię porządki na zapleczu, jednak gdy przychodzi czas zamknięcia antykwariatu, zbieram się w sobie i idę do części sklepowej.
- Zamykamy – mówię z uśmiechem, widząc mężczyznę siedzącego za ladą z książką w dłoniach.
- Już? – pyta odrywając się od lektury.
- Aż tak ci się podobało? – śmieję się, gdy oboje kierujemy się do drzwi, które zaraz zamykam.
- Cóż, lubię książki, a taka praca to dla mnie przyjemność.
Chowam klucze do torebki i zastanawiam się, jak powinnam się zachować.
- Mads dziękuję ci za wszystko, naprawdę bardzo mi dzisiaj pomogłeś.
- Skoro byłem taki pomocny, to chyba zasługuję na nagrodę – stwierdza mężczyzna z zawadiackim uśmiechem.
- Nagrodę?
- Pomogłem dzisiaj w antykwariacie, uratowałem ci życie – śmieje się, wspominając mój upadek z drabiny. – Więc chyba zasłużyłem na mały, wieczorny spacer po Florencji?
- Bardzo chętnie, ale muszę jeszcze jechać do szpitala, zawieźć Diegowi rzeczy. Może innym razem?
- Hmm… To może zróbmy tak. Teraz pojedziemy do szpitala, a potem spacer?
Zastanawiam się chwilę, ale nie potrafię mu odmówić. Po chwili już jedziemy taksówką do szpitala. Na miejscu Mads odpala papierosa przed budynkiem i stwierdza, że na mnie zaczeka.
Gdy wchodzę do pokoju Diega widzę, że mój szef śpi. Kładę rzeczy na stoliku i pytam o stan mężczyzny pielęgniarki, która informuje mnie, że jego stan jest dobry i w ciągu dwóch, trzech dni powinni go wypisać. Słysząc dobre wieści wracam do Madsa.
- Co powiesz na nieco dłuższy spacer? – pytam, gdy siadam obok niego na ławce. – Mieszkam kawałek stąd, a po drodze jest kilka pięknych uliczek.
- Mam czas – śmieje się i wstając, oferuje mi swoje ramię, które ochoczo przyjmuję.
Przechadzamy się pięknie oświetlonymi uliczkami. Opowiadam Madsowi trochę o mieście i zabytkach. Jednak zostaje nam też nieco czasu na zwykłą, bardziej prywatną rozmowę.
Gdy jesteśmy już niedaleko mojego mieszkania, zaczyna padać deszcz.
- Lepiej się pospieszmy, bo zmokniemy – mówię i przyspieszam kroku.
Jednak nim doszliśmy do kolejnego zakrętu, rozpadało się na dobre. To istna ulewa.
- To już niedaleko. Biegnijmy – dodaje i chwytając Madsa za rękę biegnę w stronę mojej kamienicy.
Po chwili już jesteśmy w mieszkaniu, jednak przemoczeni do suchej nitki.
- Całkiem fajne to zwiedzanie – śmieje się mężczyzna.
Dopiero teraz zauważam, że mokry materiał jego koszulki przykleił się do jego torsu, uwidaczniając mięśnie brzucha. Przez mokry materiał przyklejony do ciała mogę nawet dostrzec ciemne włoski, które ciągną się od jego pępka i znikają pod spodniami.
Przełykam ślinę i po raz kolejny tego dnia, staram się uspokoić rozszalałe myśli.
- Wejdź, nie stój w drzwiach – zapraszam go do środka. – Jeśli chcesz, mogę dać ci jakieś rzeczy na przebranie.
- Trzymasz męskie ubrania na wszelki wypadek? – śmieje się Mads i bez skrępowania ściąga przemoczoną koszulkę, a ja widzę w pełnej krasie jego opalone barki, klatkę piersiową i brzuch.
- Nie – odchrząkuję. – Ostatnio robiłam zakupy dla mojego ojca, ale ty teraz bardziej potrzebujesz suchych rzeczy.
To mówiąc, znikam w drugim pokoju, a po chwili wracam z ubraniami i ręcznikiem.
- Tam jest łazienka. Możesz się osuszyć i przebrać. Mokre rzeczy zostaw tam, zaraz włożę je do suszarki i w ciągu pół godziny będą suche – uśmiecham się i ponownie znikam, tym razem jednak w swojej sypialni.
Stając przed wielkim lustrem, orientuję się, że moja sukienka i bielizna przemokły do tego stopnia, że przez cienki materiał wyraźnie odznaczały się moje wyprężone sutki.
Na moje policzki wpływa rumieniec wstydu, jednak szybko ściągam z siebie ubrania, osuszam ciało i wkładam inną sukienkę.
Gdy schodzę na dół Mads jeszcze jest w łazience. Wchodzę do kuchni i wyciągam butelkę wina.
- Co my tu mamy – mamroczę do siebie, otwierając lodówkę.
Wyciągam kilka produktów i staram się na szybko przyrządzić jakiś posiłek. Oboje nie jedliśmy od kilku godzin, więc Mads na pewno nie odmówi jedzenia.
W międzyczasie otwieram butelkę wina i nalewam sobie alkoholu. Przygotowując jedzenie, upijam nieco trunku i podśpiewuję cicho.
- Smakowicie pachnie.
Prawie podskakuje, gdy słyszę głos mężczyzny tuż przy swoim uchu. Gdy jego oddech owionął moją szyję, na moim ciele momentalnie pojawia się gęsia skórka.
- Mam nadzieje, że będzie ci smakowało.
- W to nie wątpię.
- Masz ochotę na wino? – pytam, wskazując ręka na otwartą butelkę.
Mężczyzna przytakuje i nalewa sobie trunku, napełniając również mój kieliszek, który sama nie wiem, kiedy opróżniłam. Krzątając się po kuchni czuję jego wzrok na swoim ciele, jak obserwuje mój nawet najdrobniejszy gest. Spinam się, jednak szybko kończę i zapraszam Madsa do salonu, gdzie w spokoju możemy zjeść posiłek i popijać wino.
Nagle dzwoni telefon Madsa. Mężczyzna marszczy brwi, jednak po chwili odbiera i rozpoczyna rozmowę.
Chcąc dać mu trochę prywatności, sprzątam talerze i zostaję chwilę w kuchni, jednak i tak dochodzą do mnie odgłosy rozmowy. Mój gość rozmawia w swoim ojczystym języku. Coś w środku mówi mi, że tym razem też rozmawia ze swoją żoną.
Oddycham głębiej i biorę się za zmywanie naczyń. Głupia ja. Jeszcze kilka minut temu czułam się jak na randce. Znowu. Jednak jeden telefon wyrwał mnie z tego snu. Znowu. Głupia. Głupia. Głupia.
Co ja sobie wyobrażałam? Przecież wiem, że Mads Mikkelsen to żonaty mężczyzna, a jednak…
Moje myśli całkowicie mnie pochłaniają i po prostu się wyłączam, co wcale nie jest takie trudne, po winie, które zdążyłam wypić. Z zamyślenia wyrywa mnie dopiero ręka położona na moim ramieniu i jego głos:
- Ana, wszystko w porządku?
Jego obecność tak mnie zaskakuje, że upuszczam talerz, który właśnie wycierałam.
Szybko nachylam się, aby pozbierać kawałki potłuczonego naczynia, a moje brązowe loki zakrywają moją twarz. Próbuję przywołać na twarz uśmiech, mimo smutku, który wywołują we mnie moje własne myśli.
- Wszystko w porządku – mówię spokojnie. – Masz jeszcze ochotę na wino? – pytam, wyrzucając potłuczony talerz do śmieci i wyciągając kolejną butelkę.
Mads kiwa głową i wracamy do salonu. Podchodzę do odtwarzacza i włączam cichą muzykę, po czym z kieliszkiem w ręku siadam, próbując odpędzić niechciane myśli.
- Czemu wyszłaś?
- Słucham?
- Czemu wyszłaś, gdy zadzwonił telefon.
- Chciałam ci dać po prostu nieco prywatności. Niektórzy nie lubią, przy kimś rozmawiać przez telefon. Poza tym, po twojej minie widziałam, że to raczej nikt z kim chciałbyś rozmawiać.
- Dzwoniła moja żona.
- Oh, wybacz. Po prostu źle zinterpretowałam twoją minę.
Mads wzdycha i przez chwilę popijamy wino w ciszy.
- Dobrze zinterpretowałaś moją minę – mówi, patrząc mi w oczy. – Nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Hanne i ja od roku jesteśmy w separacji.
Zaniemówiłam. Nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć. Jednak widząc ból w jego oczach, robi mi się głupio, że jakaś część mnie ucieszyła się na tę wiadomość.
- Przykro mi – to jedyne, co mogę powiedzieć, aby nie skłamać. Bo jest mi przykro, że jego to boli.
- Niepotrzebnie – odpowiada mężczyzna, napełniając nasze kieliszki. – W zeszłym roku wróciłem kilka dni wcześniej ze zdjęć to „Wybawiciela”. Chciałem zrobić niespodziankę jej i dzieciom, jednak… To ona zrobiła mi niespodziankę.
- Co masz na myśli? – pytam zaintrygowana.
- Zastałem ją w łóżku z innym mężczyzną – mówi cicho, a mnie coś ściska w sercu, widząc w jego oczach smutek. Chciałabym go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, jednak nie mogę tego zrobić. I dzięki Bogu nie musiałam nic robić, bo Mads kontynuował. – Nie zdecydowałem się na rozwód, bo separację łatwiej utrzymać w tajemnicy przed mediami, niż rozwiązanie małżeństwa. Może to głupi powód, ale nie chcę, aby brukowce mieszały mi się w życie. Wolę odczekać aż całe zainteresowanie moja osobą, przez Hannibala, nieco przycichnie.
- Nie mówmy już o tym – proponuję. – Nie chcę, abyś się zadręczał. Jesteś we Włoszech, a jak mówi stare przysłowie, Il tempo cura le ferite.
- Co to znaczy?
- Czas leczy rany – mówię i uśmiecham się lekko.
Po kilku kolejnych kieliszkach Mads zapomina o nieprzyjemnej rozmowie i nieco się rozluźnia.
- Widzę, że masz sporą kolekcje – mówi mężczyzna, wskazując na stos płyt z filmami z jego udziałem.
- Cóż… - rumienie się, a wypite wino nie pomaga tego ukryć. – Mówiłam już, że mi się podobasz… Emmm… To znaczy... Lubię, jak grasz, jesteś jednym z moich ulubionych aktorów.
- Tak wspominałaś o tym, że lubisz moje filmy. Ale nie o tym, że ci się podobam – ostatnie zdanie mówi nieco ciszej i przysuwa się do mnie na kanapie. Jakbyśmy do tej pory nie siedzieli wystarczająco blisko. Zakłada mi kosmyk włosów za ucho, a ja z trudem opanowuję się, aby nie przymknąć oczu, gdy jego dłoń przesuwa się po mojej skórze.
Spoglądam Madsowi w jego roziskrzone oczy próbując coś z nich wyczytać, jednak gdy coś dostrzegam, wstrzymuję powietrze. Nie to na pewno mi się zdaje. Z pewnością tylko mi się zdaje. Nie mogę widzieć pożądania w jego oczach, a jednak gdy patrzę na niego jeszcze raz, nie potrafię odeprzeć tego wrażenia.
Jego ręka zsuwa się po moim ramieniu aż do dłoni. Nie potrafię opanować delikatnego drżenia na tę subtelną pieszczotę. Mads ponownie przysuwa się do mnie, a ja przymykam oczy. Czuję jego oddech na swojej skórze. Po chwili kładzie dłonie na mojej szyi, przyciągając mnie bliżej, a jego usta spoczywają na moich. Nie potrafię opisać tego, co czuję. To jak ogromny wybuch czegoś, co trzymałam w sobie od dawna.
Pocałunek staje się coraz głębszy i przepełniony pożądaniem. Wplatam dłonie w jego włosy i tym razem to ja przyciągam go do siebie. Mads pociąga mnie na swoje kolana, a jego wargi zsuwają się na moją szyję. Całe moje ciało drży, a rozsądek już dawno przestał mieć cokolwiek do powiedzenia. Wyłączyłam myślenie na rzecz, tego cudownego uczucia, które teraz mnie wypełniało.
Nagle Mads podnosi się, trzymając mnie na rękach i kieruje się do mojej sypialni. Zna drogę, tak jakby to nie był pierwszy raz, kiedy jestem w jego ramionach.
Stawia mnie przy łóżku. Wodzi dłońmi po moim ciele, a ja nie potrafię oderwać swoich ust od jego. Powoli rozpinam guziki koszuli, która odgradza mnie od rozgrzanej, opalonej skóry Madsa. Sunę dłońmi po jego ramionach, przez co koszula opada bezgłośnie na podłogę. Dłońmi badam jego nagie ciało, chcąc zapamiętać każdy szczegół. Gdy on pozbywając się mojej sukienki, przesuwa ręką po moim kręgosłupie, przeszywają mnie ciarki. Tak drobny gest sprawia, że aż drżę z podniecenia.
Czuję jego pocałunki na szyi, obojczykach…
Mads delikatnie chwyta zębami ramiączko stanika i zsuwa je z mojego ramienia, po chwili robiąc to samo z drugim, aby w końcu pozbyć się zbędnej bielizny. Gdy oboje jesteśmy nadzy, jeszcze lepiej czuje ciepło i pożądanie bijące od mężczyzny stojącego przy mnie.
Opadamy na łóżko i kontynuujemy naszą miłosną grę. Jego silne, męskie dłonie pieszczą moje ciało, a wąskie usta, o których tak często śniłam, obsypują mnie pocałunkami.
Jednak w końcu to ja przejmuję kontrolę, przewracam Madsa na plecy i znajduję się nad nim. Składam pocałunki od jego szyi, przez klatkę aż do podbrzusza, po czym wracam do jego ust.
Patrzę w jego oczy płonące pożądaniem i uśmiecham się, wiedząc, że moje płoną tak samo.
Gdy napięcie w moim podbrzuszu staje się nie do wytrzymania, nabijam się na jego nabrzmiałą męskość i pojękuję coraz głośniej. Czuję jak dobrze się we mnie wpasowuje i wypełnia mnie całą, a dłonie mężczyzny sunące po moim ciele, tylko potęgują to uczucie. W końcu to Mads przejmuje kontrolę i tym razem to ja znajduję się pod nim. Gdy odnajdujemy wspólny rytm, nasze ruchy dają ujście napięciu i przynoszą upragnione spełnienie.
Kiedy leżę w jego ramionach, uspokajając oddech, wiem, że nie chcę być nigdzie indziej.
- Smuk dame* – szepcze Mads.
- Czy ty mnie obrażasz? – śmieję się, patrząc na niego pytająco.
- O ile się nie mylę, w twoim języku byłoby to bella donna** – odpowiada z uśmiechem, całuje mnie i mocniej przytulając, zasypia.
A ja leżę obok niego i wpatruję się w jego spokojną twarz. Przypatruję się każdej drobne zmarszczce, która tylko dodaje mu uroku i męskości. Przejeżdżam dłonią po kilkudniowym zaroście i wzdycham cicho.
- Jak mogłam się tak szybko w tobie zakochać? – pytam sama siebie.
W mojej głowie zaczyna krzyczeć podświadomość, że będę cierpieć, że to nie potrwa długo, a nawet może zakończyć się z nadejściem poranka, jednak uciszam ją i pozwalam sobie na tę krótką chwilę szczęścia. Wiem, że nawet jeśli taka jest prawda, to było warto. Całuję delikatnie Madsa, chcąc zapamiętać te chwile na zawsze i z uśmiechem na ustach udaję się do krainy Morfeusza.



*smuk dame – z duńskiego „piękna pani”
**bella donna – z włoskiego „piękna kobieta”

3 komentarze:

  1. Asdfghjkl, nie byłam w stanie czytać tego fanfika bez ciągłego zatapiania twarzy w poduszce, aby ukryć mój wielki uśmiech :D Chociaż zwykle nie przepadam za RPF, to tutaj naprawdę się wciągnęłam. Pisz pisz, oby tak dalej! Im więcej Madsa tym lepiej :3
    Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie :) czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny pomysł, bardzo podoba mi się język jakim piszesz. Cieszę się, że nie ma większych błędów i wszystko jest spójne. Życzę dalszych sukcesów, a co do szablonu to zakochałam się w tym kotku, a sam cytat powoduje dreszcze! :)

    OdpowiedzUsuń